piątek, 23 marca 2012

Czas szybko ucieka

No właśnie, ten czas - jutro Harry kończy 6 miesięcy! Nawet nie wiem  kiedy to minęło. Pamiętam jak wiozłam go na kolanach w drodze do jego nowego domku. Szczęśliwa, ale z drugiej strony pełna obaw. Czy sobie poradzę, czy nie będę popełniała "karygodnych" błędów w wychowaniu mojego pupila.
Nie będę kłamać, że decyzja zakupu bordera była przemyślana w 100%. Nie przeczytałam setek mądrych książek, nie przestudiowałam tomów o kynologi i genetyce ani nie śledziłam uważnie planowanych miotów w Polsce i nie tylko zanim wybrałam akurat ten.
Rasa ta podobała mi się ( tak wiem, że to trywialnie brzmi ) od ładnych już paru lat. Trochę na jej temat czytałam i gdzieś tam marzyłam, że w odległej przyszłości będę miała domek z białym płotkiem i borderka hasającego na zielonej trawce. Wyszło inaczej. Domku nie mam - ba nawet płotka, ale border jest. Decyzja zapadła dość niespodziewanie, dlaczego nie będę się rozwodzić - życie.
Po zapadnięciu decyzji zaczęłam studiować co się da (głównie w necie). Dowiedziałam się że to taaaka wymagająca rasa, że trzeba mieć dla nich mnóstwo czasu, że nie każdy nadaje się na właściciela border collie itp, itd. Przestraszyłam się trochę, że i ja nie dam rady. I wiecie co? Nie jest tak źle! :-) I nie chcę się tu wymądrzać bo znawcą nie jestem po tych paru miesiącach, wiele mnie jeszcze czeka. Nie są to psy "terminatory na czterech łapach" jak to czasem jest przedstawiane. Z drugiej strony cieszę się nawet z tych przesadzonych informacji jakie dotarły do mojej łepetyny. Wiem jaki jest ich cel i w pełni popieram. Fakt, nie każdy nadaje się na właściciela bordera. Ja jeszcze kilka miesięcy temu też się nie nadawałam :-) ale to się zmieniło i cały czas zmienia. Uczę się codziennie i staram uczyć mojego psa. Ruszyłam tyłek z kanapy i nie ślęczę godzinami przed tv (no czasem przed kompem ;-) ). Mam coraz większą motywację do tego żeby coś z moim funflem robić. Wiele się jeszcze muszę nauczyć i zdaję sobie z tego sprawę, i staram się. I to jest chyba najważniejsze!

niedziela, 11 marca 2012

Nasze pierwsze seminarium

Dzisiaj wróciliśmy z Harrym z naszego pierwszego w życiu seminarium. Młody śpi, a i ja nie tryskam energią choć pozytywne emocje jeszcze we mnie siedzą.
Seminarium obi z Patrycją Frolenko miało miejsce w Tanowie. W piątek po południu wyjechałam z domu aby zdążyć na wykład. Moja odziedziczona po tacie skleroza spowodowała, że nawigacja została w domu. Naszukałam się więc trochę miejsca docelowego, ale udało się dotrzeć na czas. Prawie trzy godziny teorii nie jest tym co lubię najbardziej, choć kilku ciekawych rzeczy się dowiedziałam.
Na następny dzień zbiórka 9:00 rano na placu i ćwiczenia. Jeden kadet za drugim i tak w dwóch turach do 18:00. W niedzielę powtórka z rozrywki. Podziwiam prowadzącą! Cały czas na nogach, no i głos pod koniec już zdarty od tłumaczenia co i jak. Nam ostatniego dnia udało się zerwać trochę wcześniej żeby wyruszyć w drogę powrotną do domu.
Atmosfera miła, ludzie fajni, psy jeszcze lepsze ;-)
Poćwiczyliśmy trochę z funflem. Ja sporo się nauczyłam, teraz będę męczyć psa :-)

Nasze wysiłki, które wyglądają raczej jak zabawa (ale przecież o to chodzi):



Ja uważnie słuchałam rad, a kogoś już chyba bolały nogi :-)


Okolica była piękna. Słoneczko świeciło co prawda tylko w niedzielę ( przy ostrych podmuchach wiatru), ale i tak było przyjemnie. Żeby nie było, że sama praca to dla przyjemności były spacery po lesie i zabawa.




Ogólne wrażenia pozytywne. Myślę, że jeszcze nie raz weźmiemy w czymś podobnym udział.

wtorek, 6 marca 2012

Wyczerpujący weekend

Ostatni weekend był dla wszystkich bardzo udany. Najpierw wybraliśmy się do rodzinnej miejscowości męża gdzie wspólnie z nim spacerowaliśmy i ćwiczyliśmy (co nie często się zdarza)
między innymi obieganie słupka


jak i właścicieli :-)







Następnego dnia Harry ponownie odwiedził swoją rudą przyjaciółkę i razem wybrali się na spacer do lasu. Pogoda była piękna, pierwsze powiewy wiosny w tym roku :-)




W niedzielę natomiast ponownie cieszyliśmy się wiosennym słońcem na borderkowym wypadzie do podmosińkiego lasu. Harrosław pierwszy raz od wyjazdu z hodowli spotkał swoją mamę. Była też siostra i "kuzyn". Spotkanie było bardzo udane zarówno dla nas jak i dla naszych pociech.






Po powrocie do domu funfel spał pół dnia, ale przez sen wciąż biegał przebierając łapkami :-)