czwartek, 19 stycznia 2012

Weekend w Pyrlandii

Ostatni weekend spędziliśmy wszyscy w Poznaniu. Wypad do znanego Szwedzkiego sklepu z meblami (i nie tylko) stał się okazją do odwiedzenia znajomych. Znajomi owi również posiadają czworonożnego członka rodziny. Jest to posokowiec o dźwięcznym imieniu Bahija (nie jestem pewna czy tak to się pisze). Sunia ma 10 miesięcy. Jest bardzo pogodnym i wesołym psiakiem. Mimo pewnych obaw ze strony właścicieli kundle dogadały się od pierwszej chwili. Trochę razem rozrabiały, jak to dzieciaki, ale ogólne wrażenia super pozytywne. Jadły i piły z jednej miski, korzystały na wzajem ze swoich klatek, a nawet razem memlały jednego gryzaka - jedno z jednego końca, drugie z drugiego :-)
Po naszym wyjściu z mieszkania znajomych biedna Bahija piszczała nawołując Harrego :-)





Była też okazja do spotkania się na Cytadeli z siostrą Harosława - Honky. Tutaj, aż taka przyjaźń nie zaistniała niestety. Każde było bardziej zainteresowane swoją piłeczką niż sobą nawzajem ;-)




Wyjazd zaliczam do udanych i Harry chyba też. :-)

czwartek, 5 stycznia 2012

Huragan w Bieszczadach

30 grudnia 2011 roku w Bieszczadach uderzył Huragan. Jego epicentrum było w miejscowości Lutowiska tuż przy Ukraińskiej granicy. Szalał tam aż do 3 stycznia 2012. Całe szczęście nie wyrządził wiele szkód i Lutowiska jak stały tak stoją ;-)
A na poważnie to właśnie w Bieszczady wybraliśmy się całą rodzinką na Sylwestra. Wraz z piętnastoma innymi osobami spędziliśmy fajnie czas i w końcu nacieszyliśmy się śniegiem w tą bezśnieżną zimę. Najbardziej zadowolony był Harry. Bardzo przypadło mu do gustu skakanie w zaspach. Miejsca do szaleństw było pod dostatkiem, a i koleżanka do zabaw się znalazła (suka teriera airedale właścicieli domu w którym wynajmowaliśmy pokoje). Zabaw na świeżym powietrzu nie brakowało, a i w domu Funfel nie narzekał na nudy rozpieszczany przez wszystkich dookoła. Brał ze wszystkimi udział w sylwestrowym ognisku gdzie za moimi plecami dokarmiany był kiełbachą. W domu też ciągle coś mu skapywało ze stołu, a jak nie to sam sobie kradł! Rozwydrzyła mi się tam bestia jeszcze bardziej!
Jedynym nieprzyjemnym (dla psa) aspektem były fajerwerki. Wystraszył się bidul troszkę, a potem zasnął szybciutko na moich kolanach.
Szczerze mówiąc zastanawiałam się czy zabierać go w tak długą podróż. Podjęłam decyzję i nie żałuję. Jazdę choć wyczerpującą zniósł bardzo dzielnie (prawie cały czas spał i ani razu nie zapiszczał), wyszalał się za  wszystkie czasy no i co najważniejsze (dla mnie!) nie musieliśmy się rozstawać na te kilka dni :-)