środa, 24 października 2012

Przeszkadzacz

Czym charakteryzuje się przeszkadzacz? Przeszkadzacz przeszkadza!
Przeszkadza swojemu panu kiedy ten pracuje na laptopie. Włazi na klawiaturę najpierw przednimi, potem tylnymi łapami, a w końcu usadawia na niej swój zad. Pan się śmieje, że on mu pomaga, ale ponieważ nasz przeszkadzacz nie należy do kompaktowych jego pomaganie ma zgubny wpływ na laptopa.
Przeszkadzacz przeszkadza też w niedzielne poranki. Przeszkadza w wylegiwaniu się do południa. Jest najbardziej skutecznym budzikiem pod słońcem, niestety nie da się go wyłączyć na niedzielę.
Chociaż dzwoni (a raczej obślinia) bez ustawiania jest jedynym budzikiem wywołującym uśmiech u budzonego.


Przeszkadzacz przeszkadza nie tylko nam. Potrafi przeszkadzać też obcym np. sąsiadom. Przeszkadza im kiedy zostaje sam. Urządza sobie koncerty. Sąsiad wtedy dzwoni do mnie i mówi, że przeszkadzacz znowu DAJE CZADU! Muszę wtedy gnać do domu gdziekolwiek bym nie była. I choć bardzo bym chciała przyłapać go na gorącym uczynku to nigdy mi się nie udaje.
A w czym najbardziej przeszkadzacz przeszkadza? Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że najbardziej przeszkadza w byciu egoistą, w myśleniu tylko o sobie...




poniedziałek, 22 października 2012

Jesiennie

Zawsze byłam ciepłolubna. Uwielbiam lato i co roku jest mi trochę przykro kiedy się kończy. Zazwyczaj nadciąga wtedy ponura, deszczowa i zimna jesień. Jednak nie tym razem.
Dawno już nie widziałam prawdziwej polskiej złotej jesieni.  Cały ostatni tydzień temperatura bardziej przypominała wiosnę niż jesień, liście przybrały złote i purpurowe odcienie, a na niebie nie było ani jednej chmurki.


Te piękne okoliczności przyrody zachęcały do długich spacerów i spędzania jak największej ilości czasu poza domem.  Harremu oczywiście bardzo to pasowało :-)


W końcu udało nam się wybrać na wspólny spacer z Tią i jej właścicielką.  Umawiałyśmy się od ponad roku i nareszcie spotkanie doszło do skutku. Przemaszerowałyśmy około dwunastu kilometrów wokoło jeziora rozmawiając o naszych szalonych czworonogach. One natomiast bardzo przypadły sobie do gustu i dobrze się bawiły.


Dziś niestety niebo zasnuło się chmurami z których siąpił lekki deszczyk. Mimo to postanowiliśmy wybrać się na długi spacer. Ja z aparatem w ręku, a Harry z piłką w pysku :-) 
Łaziliśmy prawie dwie godziny. Było całkiem ciepło, choć trochę wilgotno. 
Mam nadzieję, że złota polska jesień jeszcze trochę z nami zostanie...







poniedziałek, 15 października 2012

Pies mało wystawowy

Zanim stałam się szczęśliwą posiadaczką mojego wspaniałego psa ;-) o wystawach wiedziałam niewiele. Nigdy wcześniej nie wystawiałam psa, nie zastanawiałam się nad tym co tak naprawdę brane jest pod uwagę przy ocenie.
Jak na razie jesteśmy po trzech wystawach i szczerze mówiąc raczej nie staną się one moim konikiem. Po pierwsze same ćwiczenia nad odpowiednim ruchem, postawą są dla mnie strasznie nudne. Po drugie nadal nie wiem (i chyba się nigdy nie dowiem) co tak naprawdę podlega ocenie bo raczej nie zawsze zgodność ze wzorcem.


W każdym razie postanowiłam się w to pobawić trochę z ciekawości jak inni ocenią mój ideał na czterech łapach, trochę ze względu na chęć zdobycia nowych doświadczeń. Tak więc za nami dwie wystawy w klasie młodzieży, jedna w Zielonej Górze, druga na miejscu w Gorzowie Wielkopolskim.
Na obydwu Harry dostał ocenę doskonałą ... no i tyle. Odpowiednio trzecie i drugie miejsce na trzy i dwa możliwe ;-) Każdą wystawę łączy jedno - na każdej usłyszałam, że mój pies jest długołapy i bynajmniej nie jest to zaleta. No cóż, dla mnie owszem jest.


A dlaczego mało wystawowy? Oto dlaczego: Na jakieś trzy dni przed wystawą w Zielonej wykąpałam mojego stwora żeby był piękny i pachnący. Na następny dzień przy okazji spaceru on postanowił:
1. wytarzać się w kupce
2. znaleźć kałużę i się w niej wytaplać (nie padało od dobrych dwóch tygodni)
3. dostać rozwolnienia i  "ozdobić" swoje portki
Po doprowadzeniu go do ładu, w dzień wystawy przy porannym wyprowadzeniu na siku postanowił powtórzyć punkt pierwszy.
Natomiast przed wystawą w Gorzowie znalazł "pięknie pachnącą" rybkę w stanie rozkładu i zgadnijcie co zrobił?!
Mimo wszystko jakoś poszło ;-)


Podejrzewam, że w przyszłości będziemy jeszcze próbować naszych sił na wystawowych ringach, ale póki  co robimy sobie przerwę. Dla mnie Harrosław i tak jest naj!


poniedziałek, 8 października 2012

Złoty medalista

Wczoraj wróciliśmy z Annówki. Braliśmy tam udział w szkoleniu oraz zawodach agility dla bardzo początkujących ;-).
Zacznę może od minusów. Mój wspaniały, inteligenty i grzeczny border postanowił zmienić się na ten weekend w diabła. Na torze dostawał szału, nic do niego nie docierało. Nie słuchał, nie skupiał się, nie chciał oddawać zabawek, wręcz wyszarpywał mi je siłą z dzikim szałem w oczach, gryzł po rękach. W momentach kiedy ćwiczyły inne psy nadzierał się i wyrywał na smyczy, w tym momencie chwała klateczce! Przez to wszystko już pierwszego dnia tak nadwyrężył moje nerwy, że miałam ochotę go obedrzeć ze skóry i stwierdziłam że to już koniec z naszą krótką agilitową przygodą!
Tak do końca nie wiem co było przyczyną takiego zachowania. Może to że na co dzień nie mamy do czynienia z hopkami i tunelami więc jak już je Harry zobaczy raz na trzy miesiące dostaje szału. Może to przez to, że jest w tym wieku kiedy to wiele samców przechodzi trudny okres uświadamiania sobie, że są samcami, a obecność na placu suczki z cieczką nie pomagała ;-)
Dodatkowo moje narastające zdenerwowanie pobudzało go jeszcze bardziej. Na szczęście w końcu ja wzięłam się w garść i starałam już spokojniej i z większym humorem podchodzić do mojego wariata.
Troszkę pomogło, tylko troszkę ;-)
Z pozytywów - znów przekonałam się, że mam baaardzo szybkiego psa. Sukcesy które ma na swoim koncie osiągnął właśnie dzięki mega prędkości. Dwa złote medale, jeden za prostą z hopkami i tunelem, drugi za przywołanie z rozproszeniami ( zabawki i miseczka ze smakołykami położona na drodze pies-przewodnik).


Jestem z niego bardzo dumna, choć jednocześnie wiem że stać go na więcej. Mam nadzieję, że następnym razem ogarnie swój móżdżek i oprócz prędkości pokaże też że potrafi myśleć.
Na zakończenie ćwiczyliśmy jeszcze  podstawy obi i bawiliśmy w mini rally-o. Tutaj mój psiak pozytywnie mnie zaskoczył. Spisywał się świetnie i co ważniejsze miał mózg na swoim miejscu. Był skupiony i słuchał komend. Spodobała mi się ta "luźniejsza" wersja obedience, może kiedyś się zgłosimy.
Poza torem, na spacerach i w pokoju był nadal moim grzecznym Harrosławem. W domu męczył wszystkich buziakami i cieszył się przeogromnie jak tylko ktoś podrapał go za uszkiem.
Tak czy siak przy wręczaniu medali duma mnie rozpierała! :-)



środa, 26 września 2012

Spóźnione życzenia!

Przedwczoraj Harrosław skończył rok! Myślę, że był dla niego udany - taką mam nadzieję. Co do mnie to wiele się nauczyłam, zmieniłam się, jestem po prostu szczęśliwsza :-)
Dla mnie jest najlepszym psem pod słońcem choć wcale nie idealnym. Trafiłam najlepiej jak mogłam. Mimo, że jestem świeżynką jeśli chodzi o szkolenie psa to wydaje mi się, że wyszedł na ludzi ;-) a będzie jeszcze lepiej.
Oczywiście mamy swoje problemy jak np. ciągnięcie na smyczy czy sprzedawanie buziaków wszystkim dookoła, ale dogadujemy się na tyle dobrze, że wszystko da się wyprostować.






W każdym razie życzę Harremu wielu następnych, szczęśliwych lat. Życzę jemu i sobie powodzenia w rozwijaniu naszych wspólnych pasji i radości z każdej chwili spędzonej razem.


niedziela, 19 sierpnia 2012

Tyle się działo...

No właśnie, tak dużo wrażeń mamy za sobą że nie potrafiłam sklecić jakiegoś konstruktywnego zdania dla tytułu posta. Zacznę więc od początku.
W sobotę zagościliśmy w Poznaniu żeby podziwiać występy utalentowanych właścicieli i jeszcze bardziej utalentowanych psów na DCDC. Przywitał nas deszcz, a na dokładkę aparat odmówił posłuszeństwa co zaowocowało marną jakością poniższych zdjęć oraz moim niezłym wnerwem.
Na szczęście aparat udało się zreperować na następny dzień, a wrażenia z całego widowiska ostudziły nieco moje nerwy. Oglądałam, podziwiałam i zastanawiałam się kiedy my będziemy prezentować takie umiejętności. Myślę, że za rok spróbujemy dog divingu, a może i w pro toss & fetch się uda jeśli w końcu ja się ogarnę :-) Póki co zaopatrzyłam się w nowe dekle i duże chęci, a ponoć chcieć to móc.


Ponieważ Harrosław jest rodowitym poznaniakiem  była to też okazja do spotkania rodziny.



Prosto z Cytadeli ruszyliśmy na obóz w Annówce. Spędziliśmy tam pięć dni, i tu mogłabym się rozpisywać, ale postaram się streścić. Dni wypełnione treningami z agility i frisbee, poza tym spacery nad jezioro i nie tylko, piękna okolica, doborowe towarzystwo (zarówno ludzkie jak i psie) i domowe jedzenie ;-) Skupię się jednak na tym czego się uczyliśmy, a więc:

1.Agility


Przekonałam się, że mój błorder jest baaardzo szybki, a ja mam problemy z koordynacją ruchową co w komplecie powoduje dość zabawne sytuacje. Ponieważ nie mam już lat nastu, a i o zdrowy tryb życia nigdy specjalnie nie dbałam moja kondycja pozostawia wiele do życzenia. Z torkami mieliśmy do czynienia zaledwie kilka razy, na co dzień nie biegamy. Wszystkie te rzeczy w komplecie spowodowały moje zwątpienie co do naszej agilitowej przyszłości. Jednak Harry bardzo chce i bardzo mu się podoba więc pozostaje mi wziąć się za siebie i trenować :-) Jeśli natomiast chodzi o mojego psa, żeby nie było że to chodzący ideał, uparł się że na torze nie będzie puszczał zabawek i już. Poza nim owszem, ale nie podczas ćwiczeń. Powodowało to długie przestoje pomiędzy ćwiczeniami i moją frustrację.  Zdecydowanie musimy też poćwiczyć zostawanie w miejscu, żebym jakoś mogła nadążyć za moją torpedką.

Muszę się jeszcze pochwalić, że w ostatni dzień obozu, na mini zawodach zajęliśmy zaszczytne drugie miejsce w naszej grupie! :-)

2.Frisbee


Jeśli chodzi o tą dyscyplinę czuję się w niej zdecydowanie lepiej. Nie twierdzę wcale, że jestem miszczem ;-) ale po prostu bardziej mi odpowiada (może dlatego, że nie muszę tyle biegać). Dowiedziałam się sporo ciekawych rzeczy, poznałam parę nowych rzutów w praktyce i po raz pierwszy wykonałam z Harrosławem dookoła świata. Sporo ćwiczłyśmy z psami, sporo też same, a nawet miałyśmy okazję przekonać się jak to jest być psem łapiącym dyski w tosie.
Harry jest pozytywnie nakręcony jeśli chodzi o frisbee co mnie bardzo cieszy. Dzielnie stara się łapać moje beznadziejne rzuty i ładnie wyskakuje.
Jakoś tak wyszło, że i w tej dyscyplinie byliśmy drudzy!


Czeka nas jeszcze sporo pracy, ale mam głęboką nadzieję że coś z tego wyjdzie. Mamy jeszcze dużo czasu. Harry jest młody więc powoli lecz skutecznie będziemy razem urzeczywistniać nasze plany.



Bardzo intensywnie, ale i przyjemnie spędziliśmy ten czas. Ja wróciłam z głowa pełną pomysłów na pracę z psem, a Harry - no cóż ... jego mózg to teraz w połowie frisbee, w połowie tuuunel! ;-)

Ps. Dziękujemy Marcie, Pauli i Wandzie oraz wszystkim uczestnikom.