piątek, 10 sierpnia 2012

Black & white

Dziś będzie foto-post. Choć moje umiejętności fotograficzne są jeszcze raczej kiepskie postanowiłam pochwalić się kilkoma fotkami z czarno-białej sesji.
Choć Harrosław nie do końca jest taki czarno-biały :-)






Konstruktywna krytyka mile widziana ;-)

wtorek, 31 lipca 2012

Harrosław na wczasach w mazurskich lasach

Po weekendzie nad morzem wybraliśmy się z Harrym na nieco dłuższy wypoczynek. Tygodniowe wczasy na mazurach mieliśmy zaplanowane już od kilku miesięcy. Wraz ze znajomymi i znaną już z tego bloga psiapsółką Harrego wybraliśmy się na zwiedzanie północno-wschodnich rejonów Polski.
Pogoda była piękna, jak na zamówienie. Dzień przed przyjazdem i dzień po wyjeździe padał deszcz, a w czasie naszego pobytu świeciło słońce. Okolica też niczego sobie, choć zgodnie stwierdziliśmy że przyjemniej było by spędzać czas pod żaglami. Jednak z braku doświadczenia i odpowiednich nakładów finansowych spędziliśmy wczasy na lądzie (nie licząc krótkich wypraw na łódce i kajaku).
Harrosław chyba najbardziej cieszył się z towarzystwa swej kumpeli i wolności z jakiej korzystał. Mały domek, duża działka i jezioro pięć metrów za furtką - raj dla mojego skarba!
Poza tym wyjścia do smażalni :-) i zwiedzanie Giżycka łącznie z twierdzą Boyen - wszystko w towarzystwie psów!



Żeby nie było tak przesłodko i miło to niestety muszę przyznać, że w okolicach nie było zbyt dużo terenów do swobodnego wybiegania. Miałam w planach przyzwyczajanie psa do biegania przy rowerze. Jednak przez brak odpowiednich ścieżek mój plan się nie powiódł.
Mimo wszystko czas spędziliśmy bardzo miło. Bliskość wody również przypadła do gustu Harrosławowi, szczególnie ze względu na upał.



Podsumowując wszyscy wróciliśmy bardzo zadowoleni chociaż szczerze powiedziawszy podobne warunki mogliśmy znaleźć nad jeziorem bliżej domu. Mazury są piękne owszem, ale piękniejsze były by z pokładu jakiejś fajnej łajby :-)

A na koniec kolaż portretowej sesji Harrego


środa, 18 lipca 2012

Przygotowania do latania

Dogfrisbee - sport bardzo widowiskowy (szczególnie freestyle), który i na mnie wywarł niesamowite wrażenie. Pamiętam jak po raz pierwszy zetknęłam się z tą dyscypliną. Zastanawiałam się wtedy jak to jest możliwe. Ta niesamowita współpraca człowieka z psem, podniebne ewolucje, zaskakujące figury. Myślałam sobie "ja też tak chcę!" Brakowało mi tylko psa. Teraz psa już mam, psa z wielkim potencjałem, ale już wiem że brakuje mi trochę więcej. Brakuje umiejętności i doświadczenia. To na szczęście da się zmienić, choć wymaga czasu.
W związku z powyższym ostatni weekend spędziliśmy na naszym pierwszym frisbowym semianarium. LADC w podgorzowskich Różankach które odbyło się przy nie najlepszej pogodzie, choć to wcale nie popsuło zabawy. Nauczyłam się wiele, wiele zrozumiałam (szczególnie to ile błędów popełniałam). Super atmosfera, jeszcze lepsze podejście prowadzących zajęcia. Był czas na ćwiczenia, był czas na teorię i pytania. Ćwiczeń z psami nie było za wiele, ale to zrozumiałe przy początkujących frisbowych wymiataczach ;-) Mimo ograniczonego czasu instruktorzy potrafili znaleźć go trochę dla każdego z osobna.
Teraz pozostaje mi ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć! Szczerze mówiąc jeszcze jakiś czas temu nie przyszło by mi do głowy, że rzucenie plastikowym talerzykiem może być tak skomplikowane :-)

Ps. Zdjęć żadnych niestety nie posiadam, nad czym bardzo ubolewam, ale może uda mi się jakieś zdobyć.

wtorek, 3 lipca 2012

Otwarcie sezonu wakacyjnego :-)

Zacznę od tego, że w prezencie urodzinowym miałam dostać od męża weekendowy wyjazd nad morze. Urodziny od dłuższego już czasu ;-) obchodzę na początku kwietnia, ale musiałam uzbroić się w cierpliwość i poczekać. Doczekałam się i ostatni weekend (a zarazem pierwszy wakacyjny) spędziliśmy we trójkę nad Bałtykiem.
Swoją drogą troszkę zatęskniło mi się za czasami kiedy z końcem czerwca nadchodziła ta nieopisana radość na nadchodzące miesiące laby...ale do rzeczy.
Ponieważ Harry uwielbia wszelkie zbiorniki wodne morze bardzo przypadło mu do gustu. Pogoda dopisała, nie licząc nocnych burz. Było ciepło, ale nie upalnie co pozwoliło nam spędzać większość czasu na plaży. Plażowanie z psem to jednak nie to samo co spokojne wyłożenie ciała do słońca i sączenie zimnego piwka, oj nie :-) Harrosław godzinami biegał w te i z powrotem za rzuconą do wody zabawką, a jeśli zabawka przez jakiś czas magicznie nie kierowała się w stronę wody po prostu stał przyczajony na brzegu i wlepiał w nas te swoje brązowe oczęta.
W razie zniknięcia zabawek w plecaku znajdował patyka lub próbował łapać fale. Ani na chwilę nie usiadł, nie położył się, nie odpoczął - no chyba, że do leżenia można zaliczyć chwilową zmianę pozycji w celu obtoczenia się w piachu :-)
Tak więc o typowym plażowaniu mowy nie było, ale jakoś wcale za tym nie tęskniłam. Czas, jak to na wakacjach, zleciał nie wiadomo kiedy i było trochę szkoda wracać do domu.
Dodam jeszcze, że trochę się obawiałam tego wyjazdu po tym jak naczytałam się o nie bardzo przyjaznych psom polskich plażach. Problemu jednak nie było, ani na plaży ani poza nią. Oczywiście korzystaliśmy z plaży niestrzeżonej, jednak łączyła się ona bezpośrednią z plażą strzeżoną i wypuszczając się z psiakiem na spacer nieświadomie wkroczyliśmy na teren tej drugiej bez żadnych konsekwencji - zakazów nigdzie nie widziałam. Zaskoczyły mnie za to porozwieszane w miasteczku i przy wejściu na plażę darmowe torebki na psie odchody. Z psem chodziliśmy też zjeść obiad czy wieczorem wypić drinka, również bez problemu. Psich wczasowiczów było zresztą całkiem sporo.
Polecam Dziwnówek :-)




                                Największy przystojniak  nad Bałtykiem ;-)

                              Spity border na wakacjach ;-)


środa, 27 czerwca 2012

Pierwsze koty za płoty

No i nie było tak źle. Choć zaczęło się dość pechowo. Tuż przed wyjściem z domu, chcąc założyć psu obrożę, odkryłam jej tajemnicze zniknięcie. Nowiutka obroża, która dotarła do nas zaledwie kilka dni wcześniej. Do tej pory nie wiem co się z nią stało.
Będąc już w drodze do Szczecina obficie oblałam białą koszulkę kawą. Tak to jest jak się pije kawę za kółkiem. Na szczęście na tym się skończyło i reszta wystawowego dnia była udana.

Teraz mam to na papierze, mój szczyl jest wybitny! A przynajmniej wybitnie obiecujący ;-)
Co prawda w kategorii szczeniąt konkurencja nie była wielka, jeden pies i jedna suczka, ale stres i tak dawał o sobie znać. Żadne szczenię nie było na tyle "piękne" by dostać się na ring główny niestety.
Dowiedziałam się, że musimy popracować nad ruchem bo pozostawia wiele do życzenia i z tym się w pełni zgadzam. Ogon zadarty, ciągłe podskoki to tylko niektóre "ale" za które to ja ponoszę winę bo nie przyłożyłam się wystarczająco do ćwiczeń. Obiecuję poprawę! :-)
Poza tym usłyszałam, że Harrosław ledwo się mieści w górnej granicy wzrostu i cytuję "jest długołapy" :-) Dla mnie to akurat zaleta, a nie wada choć to tylko mój, nie mający nic wspólnego z sędziowaniem, pogląd.
Jestem bardzo dumna z mojego psa. Jak na pierwszą naszą wystawę poszło dobrze. Nie narobił mi wstydu :-) Zachowywał się prawie profesjonalnie. Ewentualne zarzuty mogę mieć jedynie do siebie.

Ostatnie wskazówki przed wejściem na ring :-)



a dalej jakoś poszło



piątek, 22 czerwca 2012

Trema

Jutro nasz debiut wystawowy!
Miałam się cieszyć i ekscytować na naszą pierwszą wystawę, ale jak to już u mnie bywa los pokrzyżował plany. Niespodziewane problemy w pracy przysporzyły mi ogromnych stresów przez co nie miałam ani czasu ani siły na trenowanie do wystawy. No dobra, przyznam że trochę wcześniej mogłam się za to wziąć, ale miałam silne postanowienie ciężko pracować na tydzień przed a tu klops.
Jakiś czas temu zrobiłam też przed wystawowe zakupy w jedynym z internetowych sklepów. Nowa ringówka, szampon itp. itd.  Na kilka dni przed wystawą dostałam maila, że moje zamówienie nie zostanie zrealizowane. Na następne zakupy przez internet nie było już czasu, a dostanie białej ringówki w mieście w którym mieszkam graniczy z cudem (a u mnie cuda się nie zdarzają).
Jak by tego było mało mój pies trochę się zbuntował po naszym pierwszym w życiu kilkudniowym rozstaniu i chyba postanowił, że za karę nie będzie się słuchał. Wszelkie próby utrzymania go dłużej niż kilka sekund w pozycji wystawowej kończą się fiaskiem.
Do tego wszystkiego na dzisiejszym wieczornym spacerze dostał strasznego ataku kichania. Nie wiem co się stało bo zniknął mi z oczu w wysokich zaroślach. Mam nadzieję, że to nic poważnego bo już różnych historii naczytałam się w necie.
A więc wróżką nie jestem, ale przewiduję porażkę. Dobrze, że załapał się do szczeniąt - wstyd będzie mniejszy! A może po raz pierwszy zdarzy się cud i mój dzielny psiak da z siebie wszystko ku mojej wielkiej radości? Cóż jak to mój tata mawia "pożyjemy zobaczymy" :-)

niedziela, 10 czerwca 2012

Polska gola i trochę przeszkód

Mijający weekend był ciekawy i udany.
Najpierw razem ze znajomymi kibicowaliśmy naszym chłopakom w meczu otwarcia. Na temat wyniku nie będę się rozpisywać bo to nie blog o piłce nożnej. Bez względu na wynik jednak, czas spędziliśmy bardzo przyjemnie. Psiaki trochę się zdziwiły kiedy poderwaliśmy się z kanapy przy okazji tego jednego gola i chyba trochę wystraszyły naszych dzikich krzyków kiedy Tytoń obronił karnego, ale poza tym wtórowały nam w kibicowaniu bardzo dzielnie.




  Dzień następny poświęciliśmy wyłącznie dla młodego i wybraliśmy się do Szczecina. Było troszkę posłuszeństwa, przygotowania do wystawy no i to co Harremu podobało się zdecydowanie najbardziej czyli agility.
Zarówno mój pies jak i ja dopiero zaczynamy w tej dyscyplinie. Kilka zaledwie razy mieliśmy do czynienia z torem w związku z czym bardziej była to zabawa niż ciężki trening. Ja sama muszę się jeszcze wiele nauczyć i popracować nad koordynacją ruchową :-) Harry ogarnia to o wiele lepiej niż ja, jest bardzo szybki i strasznie nakręcony.